W Ewangelii Piątej Niedzieli Wielkanocnej (J 14,1-14) słyszymy, że Jezus jest drogą, którą dochodzi się do Ojca. Jezus przekazuje nam prawdę o głębokiej wewnętrznej więzi, jaka istnieje pomiędzy Ojcem i Synem. Przeczytajcie kolejną egzegezę, którą przygotował o. Piotr Gryziec.
„Niech się nie trwoży wasze serce”. Czasownik grecki tarasso określa poruszenie, wzburzenie, chwiejność. Natomiast serce w Biblii jest przede wszystkim ośrodkiem myślenia i podejmowania decyzji, jest także synonimem sumienia. Jezus nie chce, aby Jego uczniowie nie mieli pewności co do swojej przyszłości. Jezus zapewnia ich, że w domu Ojca jest wiele miejsca, dla każdego wystarczy. W terminologii biblijnej „dom” oznacza nie tylko budynek, ale także rodzinę, która w nim mieszka, domowników, a nawet rodzinę w szerszym znaczeniu: klan, ród, plemię. Jezus stwierdza, że w królestwie Ojca wszyscy będą stanowić jedną rodzinę.
W tekście greckim „znać” (drogę) i „wiedzieć” (dokąd idzie Jezus) to jest ten sam czasownik. Uczniowie twierdzą, że nie posiadają wiedzy na temat ostatecznego celu swojej wędrówki. Jezus mówi im: „Ja jestem drogą, prawdą i życiem”. Niektórzy komentatorzy widzą w tym określeniu figurę stylistyczną, zwaną hendiadys, zgodnie z którą słowa Jezusa należałoby rozumieć: „Ja jestem prawdziwą drogą do życia”, albo jeszcze inaczej: „Ja jestem drogą do prawdziwego życia”. W perykopie o dobrym pasterzu Jezus mówił, że przyszedł „po to, aby owce miały życie” (J 10,10b). Wcześniej zarzucał Żydom, że nie chcą przyjść do Niego, „aby mieć życie” (J 5,40). Tylko Jezus może dać prawdziwe życie, to znaczy życie wieczne.
W 10. rozdziale Ewangelii Jana Jezus mówił o sobie, że jest bramą, przez którą przechodzą owce (J 10, 7.9). Teraz nazywa siebie „drogą”, którą dochodzi się do domu Ojca. Żydzi określali „drogą” sposób postępowania, zaś chrześcijanie pierwszych wieków będą tak nazywać swoją religię. Jednak w Ewangelii Janowej drogą jest osoba, a nie doktryna, dlatego trzeba wejść w relację osobową z tym, kto jest „drogą”, aby dojść do celu.
W wersetach 7 i 9 kluczowym słowem jest „poznanie”. O tym terminie pisałem przy okazji analizy perykopy o uczniach idących do Emaus. Termin ten oznacza głębszą relację międzyosobową między podmiotami, które się wzajemnie poznają. Tutaj Jezus mówi o poznaniu nie tylko Jego, ale i Ojca. Twierdzi, że poznanie Jego jest tożsame z poznaniem Ojca. Wejście w bliską relację z Jezusem jest zarazem pogłębieniem relacji z Ojcem. Jezus wyraźnie daje nam do zrozumienia, że Jego relacja z Ojcem jest wyjątkowa. Wyraża to za pomocą formuły: „Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie”.
Co więcej, Jezus mówi nie tylko o „poznaniu”, ale także o „widzeniu” Ojca. Według Jana poznanie i widzenie są ze sobą ściśle skorelowane. W optyce Janowej to widzenie jest efektem poznania, a nie odwrotnie. Wynika to stąd, że w tej części perykopy Jan używa greckiego czasownika horao, który oznacza widzenie głębsze, odkrywające istotę rzeczy, o którym już wcześniej wielokrotnie pisałem w moich refleksjach egzegetycznych. Mówiąc o widzeniu, Jan ma na myśli nie widzenie fizyczne, ale wewnętrzne, widzenie wzrokiem duszy, którego wynikiem jest wiara. Ta zależność jest wielokrotnie podkreślana w Czwartej Ewangelii.
Jezus mówi, że Jego Ojciec „dokonuje swoich dzieł”. Następnie zachęca uczniów do wiary przynajmniej „przez” te dzieła, to znaczy „dzięki” tym dziełom. Użyty tutaj przyimek dia wyraża myśl, że dzieła, które czyni Ojciec, są środkiem przekonującym do wiary. O jakie „dzieła” chodzi Jezusowi? Lepszym tłumaczeniem greckiego rzeczownika erga byłyby „czyny”. Jezus dalej wyjaśnia, że czynami Ojca są te, które On czyni, ale także wszyscy, którzy w Niego wierzą, będą je czynili. Można zatem wnioskować, że „czynami Ojca”, które mają prowadzić do wiary, są znaki, których Jezus dokonywał podczas ziemskiego życia.