jesteś na stronie franciszkanie.pl

XXX niedz. zwykła, rok C: Syr 35, 12-14. 16-18; Ps 34 (33), 2-3. 17-18. 19 i 23; 2 Tm 4, 6-9. 16-18; Łk 18, 9-14

Czy egocentryk nie stwarza religii dla siebie, w której chce, aby Bóg mu służył? Jeśli tak, to coraz więcej mamy wokół siebie religii i bogów na nasz – ludzki obraz. Co zrobić w sytuacji, kiedy człowiek odkryje w sobie postawę twórcy czy korektora religii i Boga? Zastanawiał się nad tym Czesław Miłosz i odpowiedział pytaniem: „Odrzucić religię w imię uczciwości wobec siebie i innych, czy paść na kolana, błagając o uleczenie?”. Nieco dalej napisał swoje wyznanie: „Blisko. Od tamtej wiosny, kiedy chodził drogami Galilei, wydaje się daleko, a Jest blisko. Prosiłem tam: „Miej litość nade mną grzesznym”. I dalej słyszę: „Gdzie skarb twój, tam serce twoje” (Czesław Miłosz, Piesek przydrożny, Kraków 1997, s. 36 i 49).

„Modlitwa pokornego przeniknie obłoki i nie dozna pociechy, zanim nie osiągnie celu” (Syr 35,17).

„Modlitwa pokornego przeniknie obłoki i nie dozna pociechy, zanim nie osiągnie celu” (Syr 35,17). Autor Psalmu mówi z doświadczenia: „Pan jest blisko ludzi skruszonych w sercu, ocala upadłych na duchu” (Ps 34,19). Podobnie św. Paweł, opuszczony przez ludzi, doświadczając więzienia z powodu głoszenia Ewangelii, w wielkiej pokorze przeżywa Obecność Jezusa i jest pełen ufności, że Bóg poprowadzi apostoła dalej, do końca: „wszyscy mnie opuścili… natomiast Pan stanął przy mnie i wzmocnił mnie… wyrwany też zostałem z paszczy lwa. Wybawi mnie Pan od wszelkiego złego czynu i ocali mnie…” (2 Tym 4,16-18).

Możemy i powinniśmy się tak właśnie modlić – pokornie. Ale Jezus mówi, że „dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić…” (Łk 18,10). Chodzi o faryzeusza i celnika, ale może i o nas samych, o jednego, czyli o jakiś rodzaj rozdwojenia, o walkę w każdym z nas. Kiedy czujemy się lepsi od innych, kiedy gardzimy innymi, sami uważając się za ludzi sprawiedliwych… To nie jest modlitwa, ani nie jest to adoracja Boga, ale siebie, czyli jednocześnie arogancja wobec Boga.

W Katechizmie znajdujemy takie pytanie: „Z jakiej pozycji mówimy w czasie modlitwy? Z wyniosłości naszej pychy i własnej woli czy też z „głębokości” (Ps 130,1) pokornego i skruszonego serca? (…) Podstawą modlitwy jest pokora… Pokora jest dyspozycją do darmowego przyjęcia daru modlitwy: Człowiek jest żebrakiem wobec Boga” (KKK, p. 2559).

Żebrak wie, że nic nie ma, ale może prosić, może więc otrzymać wszystko na teraz. Zdaje się, że najgłębsze spełnienie prośby celnika widzimy (możemy doświadczyć) na Mszy św. Już na samym początku, warunkiem owocności w przeżywaniu i przyjęciu Skarbów Mszy Świętej jest prośba: „Boże, miej litość dla mnie grzesznika” (Łk 18, 13). Nie chodzi o rachunek sumienia, ale postawę w czasie całej Mszy św. „Tę modlitwę Kościół czyni ciągle swoją: Kyrie eleison!” (KKK, p. 2613). Od aktu skruchy zaczyna się nasze przyjęcie Jezusa i oddanie się w Nim – Jezusie Chrystusie –  Bogu. We Mszy św. – w zależności od postawy – możemy być więc najbardziej obdarowani, albo najbardziej znudzeni i… ostatecznie porzucający Eucharystię, modlitwę, sakramenty, Kościół… niezadowoleni i pochłaniani przez egocentryzm oraz pogardę wobec innych.

„…Od tamtej wiosny, kiedy chodził drogami Galilei, wydaje się daleko, a Jest blisko. Prosiłem tam: „Miej litość nade mną grzesznym”.

podziel się:
Andrzej Prugar OFMConv