jesteś na stronie franciszkanie.pl

duchowość | „Na początku było Słowo…” (J 1,1)

„Na początku było Słowo…” (J 1,1)

W Oktawie Narodzenia Pańskiego dwukrotnie usłyszymy w liturgii prolog Ewangelii według św. Jana: w sam dzień Bożego Narodzenia oraz w ostatnim dniu roku. Jan w tymże prologu w jednym zdaniu zawiera kwintesencję tychże Świąt: „Słowo stało się ciałem i zamieszkało (dosł. rozbiło namiot) wśród nas” (J 1,14a). Natomiast dłużej zatrzymuje się na tym, co było wcześniej, to znaczy – zanim „Słowo stało się ciałem”. W swojej refleksji sięga do „początków” istnienia Syna Bożego, do tego, co było „przed czasem”, czyli zanim powstał świat i ludzkość…

Dlaczego św. Jan Ewangelista nazywa Syna Bożego Słowem? 

Dla starożytnych Semitów słowo posiadało zupełnie inny zakres semantyczny niż dla nas, Europejczyków XXI wieku, myślących zupełnie innymi kategoriami. Dla Jana i jego rodaków wychowanych na Biblii słowo nie było zwykłym dźwiękiem, czy też zapisaną na pergaminie bądź papirusie, sekwencją liter. Można by zaryzykować stwierdzenie, że dla nich słowo było realnym bytem, nieomal materialnym, a w każdym razie skutecznym, to znaczy takim, które – wypowiedziane – powodowało konkretne i widoczne skutki w otaczającej je rzeczywistości. Biblijny autor pierwszego rozdziału Księgi Rodzaju jest o tym święcie przekonany, kiedy prezentuje nam Boga stwarzającego świat za pomocą wypowiadanego słowa. Ale autorzy Nowego Testamentu idą jeszcze dalej. Św. Paweł w Liście do Kolosan cytuje starochrześcijański hymn, według którego „wszystko przez Niego (tj. przez Chrystusa) zostało stworzone” (Kol 16d), zaś anonimowy autor Listu do Hebrajczyków potwierdza, że „przez Niego [Bóg] stworzył też wszechświat” (Hbr 1,2c). Św. Jan podejmuję tę myśl, pisząc, że „przez Nie (tj. przez Słowo) wszystko się stało, a bez Niego nic się nie stało”. Bóg, kiedy stwarza świat, wypowiada słowo, ale jest to Słowo, które jest Osobą, jest Jego Synem, który – jak dowiemy się z dalszej części prologu Janowego – „stał się ciałem i rozbił namiot wśród nas” (J 1,14a).

W Credonicejsko-konstantynopolskim, które recytujemy podczas niedzielnych Mszy świętych, wyznajemy wiarę w Jezusa Chrystusa, Syna Bożego Jednorodzonego, który z Ojca jest zrodzony przed wszystkimi wiekami. Jak jednak mamy rozumieć imiesłów „zrodzony”, skoro Bóg jest ze swej natury niematerialny? Nie możemy sobie przecież wyobrażać Boga rodzącego na wzór zwykłej kobiety, która rodzi dziecko. Jan określa Syna Bożego po grecku monogenés, co w naszym języku jest tradycyjnie oddawane jako „Jednorodzony” (J 1,14c). Co to jednak znaczy Jednorodzony? Moglibyśmy to określić jako „zrodzony w sposób jedyny, niepowtarzalny”. Czyli jak? Ewangelista uporał się z tym problemem nazywając Syna Bożego Słowem, czyli owocem Jego odwiecznego pragnienia. To Słowo, zanim przyszło na świat jako człowiek, „było u Boga”, a właściwie – idąc za greckim tekstem Ewangelii Janowej – „ku Bogu”. Wyrażenie „ku Bogu” oznacza dynamiczną relację, jaka zachodzi pomiędzy Ojcem i Synem. Syn, który jest pierwszym Słowem, jakie wypowiedział Ojciec „na początku”, to znaczy zanim cokolwiek stworzył – możemy powiedzieć „przed czasem”, ponieważ czas jest atrybutem świata materialnego – jest cały „ukierunkowany na Ojca”. Posługując się znaną metaforą powiedzielibyśmy, że jest „zapatrzony” w Ojca, dlatego czyni wszystko to, co Mu zlecił Ojciec. A zatem ta wyjątkowość zrodzenia Syna Bożego przez Ojca Przedwiecznego polega na tym, że został On „wypowiedziany” przez Ojca, albo inaczej, że Bóg przez Niego wypowiedział siebie samego.

Jezus Chrystus jest Słowem wypowiedzianym przez Ojca także w tym sensie, że w Nim Bóg objawił się człowiekowi, zarówno przez to wszystko, co Jezus powiedział, jak i przez to, co uczynił, jak żył, jakie przyjmował postawy wobec ludzi. Jezus jest „Ewangelią Ojca” dla człowieka. Jest Jego obrazem – obrazem Boga niewidzialnego (Kol 1,15a) – jest Jego ludzką twarzą. Jezus jest nie tylko Słowem Ojca, które stwarza, ale także tym, które stwarza człowieka na nowo, dokonując dzieła odkupienia. Słowo Boga jest skutecznym słowem zbawienia. Chrystus, jako Słowo Ojca, jest Słowem, które zbawia.

„W Nim było życie, a życie było światłem ludzi” – pisze Jan (J 1,4). „Ja jestem drogą, prawdą i życiem” – mówi samo Słowo (J 14,6). To zdanie wypowiedziane przez Jezusa można rozumieć w taki sposób: „Ja jestem drogą do prawdziwego życia”. Jezus przyszedł na ten świat, abyśmy mieli życie. Kiedy św. Jan używa greckiego terminu dzoe, które oznacza życie, ma na myśli nie życie fizyczne, ziemskie, doczesne (które określane jest zazwyczaj greckim rzeczownikiem psyche), lecz życie Boże, życie nadprzyrodzone, które się nie kończy, lecz trwa na wieki. Jezus jest Dawcą życia, ponieważ On przez swoje zmartwychwstanie zwyciężył śmierć i pokonał grzech, który prowadzi do śmierci. „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem” – mówi Jezus do Marty, siostry Łazarza (J 11,25). Jak należy zatem rozumieć deklarację Jana, że życie było światłem? Należy to zdanie interpretować w odniesieniu do Jezusa, Słowa Ojca. To On jest życiem i On jest światłem. „Ja jestem światłem świata” – mówi Jezus do faryzeuszy. „Kto idzie za Mną, nie chodzi w ciemności, lecz będzie miał światło życia” (J 8,12). Światło oświetla drogę, która prowadzi do życia. Światło, którym jest Chrystus, jest nam potrzebne jak powietrze. Światło jest także reprezentantem mądrości Bożej, która uczy, jak żyć, abyśmy mieli prawdziwe życie, a nie tylko jego namiastkę. Prawdziwe życie jest w Bogu i z Boga.         

Świat nie poznał Słowa (por. J 1,10c). W Janowej Ewangelii słowo kosmos = świat może mieć bardzo różne znaczenia. W powyższym wersecie „świat” należy rozumieć w opozycji do Chrystusa. Chodzi mianowicie o tych ludzi, dla których przyjście Słowa na świat nie ma żadnego znaczenia, ponieważ oni Go nie przyjmują i nie chcą przyjąć. Także czasownik „poznać” – nie tylko zresztą u Jana, ale w całej Biblii – ma inny sens niż w naszym potocznym języku. Poznanie kogoś według Biblii nie oznacza uzyskania wyczerpujących wiadomości na temat danej osoby, nie oznacza nawet zobaczenia jej na własne oczy, ale wejście z nią w bliską, intymną relację. Aby „poznać” Jezusa Chrystusa w znaczeniu biblijnym nie wystarczy przeczytać katechizmu i kilku wybitnych podręczników chrystologii, ale trzeba osobiście się z Nim spotkać, trzeba przed Nim otworzyć swoje serce, inaczej mówiąc – trzeba „narodzić się z Boga” (J 1,13d) i stać się dzieckiem Bożym (J 1,12b). Bóg w swoim Synu przychodzi na świat, aby ten świat uczynić Bożym światem, przepełnionym miłością. Jednak od nas zależy, czy Go przyjmiemy, czy pozwolimy „wypowiedzieć się” Słowu Ojca w naszym życiu.

Aby przyjąć Słowo, musimy nauczyć się słuchać, rozpoznawać Je, odróżnić Je od kakofonii słów zbędnych i pustych, które wypełniają otaczającą nas rzeczywistość i zakłamują podstawową prawdę o człowieku. Świat, który nie „poznał” Słowa, naciska na nas ze wszystkich stron, wciska się w nasze życie i chce nas pozbawić światła i życia. Musimy temu światu stanowczo powiedzieć: „nie”.

„Słowo stało się ciałem i rozbiło namiot wśród nas” – tak brzmi w oryginale 14. werset Prologu Ewangelii.

W tym dobrze znanym – z modlitwy Anioł Pański oraz z wielu kolęd – zdaniu, każde słowo ma znaczenie. Czasownik „stać się” został tu użyty w greckim czasie historycznym, zwanym aorystem. Ten czas wskazuje na pewne wydarzenie, które miało miejsce w przeszłości, w konkretnym momencie dziejów. Jest to moment jedyny, przełomowy w całej historii zbawienia. Po tym wydarzeniu już nic nie jest takie, jak przedtem. To wydarzenie nadaje nowy sens naszemu życiu. Natomiast grecki rzeczownik sarks= ciało oznacza ludzką kondycję Wcielonego Słowa, to znaczy słabość, kruchość, śmiertelność, podatność na ból, głód, zmęczenie, wszystkie ograniczenia związane z fizycznością człowieka. To zdanie podkreśla, że Syn Boży stał się prawdziwym człowiekiem „z krwi i kości”, że był do nas „podobny we wszystkim, z wyjątkiem grzechu” (por. Hbr 4,15). Wreszcie metafora „rozbicia namiotu” wyraża fakt, że pobyt Syna Bożego „wśród nas”, czyli na ziemi, był tymczasowy, ograniczony w czasie. Ale to nie wszystko. Ten, kto zna dobrze Stary Testament, łatwo sobie skojarzy motyw namiotu z „namiotem spotkania”, który Izraelici rozbijali podczas wędrówki z Egiptu do ziemi obiecanej. Ów namiot był miejscem, gdzie Mojżesz spotykał się i rozmawiał z Bogiem. Tak więc ludzkie ciało Syna Bożego jest „namiotem”, który ukrywa w sobie Bóstwo, niewidoczne dla człowieka. Możemy zatem powiedzieć, że Syn Boży jest – zgodnie z prorocką zapowiedzią – Emmanuelem, czyli „Bogiem z nami” (Iz 7,14; por. Mt 1,23), Bogiem mieszkającym pośród ludzi.

Prolog Ewangelii według św. Jana wprowadza nas w zupełnie inny klimat świąt Bożego Narodzenia: pomija zewnętrzne okoliczności przyjścia na świat Jezusa w Betlejem, w stajni, pośród zwierząt, nic nie wspomina o aniołach, pasterzach i gwieździe, która przywiodła mędrców ze Wschodu do żłóbka, lecz koncentruje się na tym, co najistotniejsze w tajemnicy Wcielenia: że Bóg, który „wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał do ojców przez proroków […] przemówił do nas przez Syna” (Hbr 1,1). Przemówił zarówno przez Wcielenie, jak i przez całe życie Jezusa, swojego Syna, który stał się „Bogiem z nami” – Słowem Ojca, w którym Bóg wypowiedział się, aby ludziom przynieść zbawienie.  

podziel się:
Piotr Gryziec OFMConv Absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego i Papieskiego Instytutu Biblijnego w Rzymie. Nauczyciel akademicki, tłumacz, bloger. Wykłada teologię Nowego Testamentu w Wyższym Seminarium Duchownym Franciszkanów w Krakowie. Autor kliku pozycji książkowych i licznych artykułów naukowych i popularnych.