Tak to człowiek ów wyrzekł się wszelkiej chwały, która nie tchnie Chrystusem. Tak to na względy ludzkie rzucił wieczystą anatemę. Wiedział, że ceną za sławę jest umniejszenie tajemnicy sumienia i że czymś o wiele gorszym jest nadużyć cnót, aniżeli ich wcale nie mieć. Wiedział, że wcale nie mniejszej siły trzeba, by cnotę zachować, niż by ją nabywać. Biada! Bardziej pobudza nas próżność, aniżeli miłość, a sprawy światowe biorą górę nad miłością Chrystusa. Nie ważymy uczuć, nie badamy duchów, a gdy próżna chwała pcha nas do czynu, sądzimy, żeśmy to zrobili z miłości. A wtedy, kiedy zrobiliśmy coś dobrego, choćby bardzo mało, nie możemy znieść jego ciężaru (por. Hi 31,23). Pozbywamy się go w ciągu życia i tracimy go przy ostatnim brzegu. Cierpliwie znosimy to, by nie być dobrymi. Ale nie możemy znieść, by nas nie widziano jako dobrych, by nas nie uważano za dobrych. I tak całkiem żyjemy w oparach chwały ludzkiej, ponieważ jesteśmy niczym innym, jak tylko ludźmi (Mem 139).
Fragment Memoriału jest kolejnym komentarzem teologicznym i moralnym Tomasza z Celano, który możemy napotkać w tej biografii. Jego wydźwięk jest jednak nieco inny, nie ma ironii, polemiki czy ataku, ale smutna konstatacja ludzkiego sposobu postępowania i gonienia za własną chwałą. Trudne jest rozpoznanie, czy uczynione dobro ma motywację wypływającą jedynie z darmowej miłości, która nie poszukuje odpłaty w słowach i w oczach innych osób, czy niestety powód chwały ludzkiej prowadzi do wykonywania dzieł uznanych za dobre, byleby umieścić się na piedestale własnej próżności i samozachwytu.
Wszystko rozgrywa się wewnątrz sumienia i woli każdej osoby. Bliźni mogą brać przykład z faktów zewnętrznych i naśladować je, oby jednak z czystą intencją czynienia miłosierdzia. To nie jest również problem dla łaski Bożej udzielonej innym osobom. Człowiek pragnący jedynie ludzkiej chwały i uznania zamyka się na jej wpływ, stąd dobro ciąży, gdy nie zostaje dostrzeżone i docenione. Otwiera się wtedy cały wachlarz zachowań, by jednak ktoś zobaczył te wysiłki i wyraził swój podziw. Ludzka, ale przemijająca chwała, jest narkotykiem, który uzależnia, niszczy sumienie i prowadzi do rozgoryczenia oraz pustki wewnętrznej, gdy go zabraknie. Szczere dobro nie jest destrukcyjne, ale twórcze i radosne.
Dramatycznie brzmią słowa: „Cierpliwie znosimy to, by nie być dobrymi”. Prawda w nich zawarta może w pierwszej chwili oburzać, prowokować do negacji i myśli o retorycznej hiperboli, ale kiedy wyciszy się irytacja a dojdzie do głosu weryfikacja sumienia, staje się jasne, że mają one fundament oparty na doświadczeniu ludzkiej słabości i na realizmie samooceny. Każdy jest zaproszony do tego, by czynić miłosierdzie ze względu na Jedyne Dobro w sposób tak bezpośrednio przedstawiony w przypowieści otwierającej szósty rozdział Ewangelii według św. Mateusza: „Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie. […] A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie” (Mt 6, 1.4).