Zapalone pochodnie i przepasane biodra pozwalają pracować nawet w nocy, a jako symbole żywej wiary i służby objawiają łączność z Jezusem, który w każdej chwili może wrócić. Czy światło, przy którym pracujemy i oczekujemy nie ma również nas rozświetlić od wewnątrz tak, aby Jego i nasze oblicze mogło spotkać się ostatecznie bez pomocy innych źródeł światła? Dzisiaj właśnie (XIX niedz. zwykła), Abraham jest nam pokazany jako człowiek czuwania i oczekiwania, który szedł drogą wiary w Boga, stając się ojcem wiary dla innych.
Ewangelia na XIX niedzielę zwykłą, rok C (Łk 12, 35-40)
Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie. A wy [bądźcie] podobni do ludzi oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc, będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie. A to rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie przyjść ma złodziej, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie».
„Wyszedł, nie wiedząc, dokąd idzie…” (Hbr 11,8). To nie jest wstęp do życia komfortowego, raczej do trudnej pielgrzymki. Abraham był pierwszy, dlatego miał trudniej. Szedł jednak, bo słyszał i był posłuszny Głosowi Boga. Mieszkał pod namiotami, ale spodziewał się zamieszkać w mieście Boga (Ostatecznie chodzi Jeruzalem niebieskie – por. Ap 10, 22). Uczył się więc żyć wiecznością w trudnej teraźniejszości ziemskiej. Głos Boga był dla niego jak lampa w ciemnościach.
Kiedy np. idziemy po raz kolejny na Msze św. jesteśmy trochę jak Abraham. Mamy swoje oczekiwania: jaki kapłan będzie przy ołtarzu, jaka homilia, może nie za długa, czy śpiew pomoże czy przeszkodzi… jest wiele niewiadomych, czy dam radę się skupić, po tym, co przeżyłem, co przeżywam, co się dzieje w świecie i Kościele, itd. A jednak to, co najważniejsze to decyzja słuchania Boga. Jesteśmy na Mszy św. dla Boga, dla Jego Głosu, dla Jego Obecności, która niezauważalnie nas przemienia. Nie ma mocniejszej Obecności Boga na tym świecie. Idziemy więc po raz kolejny…
„Z człowieka jednego, i to już niemal obumarłego, powstało potomstwo” (Hbr 11, 12). Abraham uczył się, że wszystko jest darem Boga. Aby jednak nie przypisywał tylko sobie samemu źródła ojcostwa, dopiero kiedy miał sto lat, a łono Sary było już jakby obumarłe, wtedy otrzymał syna obietnicy. Tam, gdzie kończą się nasze możliwości ludzkie, obietnica oraz jej spełnienie jeszcze wyraźniej wskazują na Boga.
Kiedy św. Paweł widział w sobie nieudanego apostoła – „poroniony płód” (1 Kor 15,8) – Bóg w nim widział bardzo dobre narzędzie, apostoła, który zaniesie Imię czyli Obecność samego Chrystusa do pogan i królów, i do synów Izraela (por. Dz 9,15). To, jak Bóg widzi jest światłem w naszych wewnętrznych ciemnościach. Jeśli idziemy droga wiary, zaufania, możemy i my być Jego świetlanym „narzędziem”.
„Przez wiarę Abraham, wystawiony na próbę… pomyślał… iż Bóg mocen jest wskrzesić także umarłych…” (Hbr 11,17.19). To – jak się zdaje – jest najtrudniejszy krok wiary: oddać Bogu, ofiarować „na przepadłe” to, co Abraham otrzymał i bardzo pokochał. Nie chodzi więc tylko o słuchanie i posłuszeństwo, ani o uznanie mocy Boga w naszej niemocy, ale o oddanie absolutnie wszystkiego w Jego Ręce, szczególnie tego, czego nie rozumiemy, a nawet tego, co wydaje się sprzeczne w sobie.
Co nas rozjaśnia bardziej po śmierci najbliższych: nadzieja czy rozpacz, a nawet bunt? W zasadzie podczas pogrzebów, po sposobie przeżywania ich, widać jak nauczyliśmy się myśleć i patrzeć na Tego, Który śmierć pokonał – Jezusa Chrystusa i wybrał najlepszą godzinę przyjścia. Wielu z nas dzisiaj przenika ból po śmierci pielgrzymów do Medjugorie. Pan jednak powiedział nam, aby zawsze czuwać i być gotowym.
Czuwanie nie jest bezczynnością. Jest czasem służby królestwu Bożemu, które nadchodzi. Każdy ma innną przestrzeń tej służby. W każdej pracy, nawet tej najbardziej prostej ma być gorący ogień oczekiwania. Ten ogień pali się albo się nie pali w nas, w głębi duszy. Jeśli się nie pali, powinien być zapalony przez kolejne kroki wiary jak u Abrahama. Jeśli się pali powinen być przenoszony na każdy czyn. To jest możliwe, aby coraz bardziej modlić się i pracować. Pracować i służyć w Obecności Boga, który wie kiedy rozedrzeć zasłonę i… zaprosić do stołu, gdzie sam będzie usługiwał (Łk 12,37). Kto jest zanurzony w Eucharystii, choć może czuć się bardzo słabym i nieudanym narzędziem Pana, ale ufając Jego obietnicom składa w ukryciu ofiary, jest jednomyślny i przyjmuje jak święci Boskie prawo i w tym, co pomyślne, i w tym, co niebezpieczne, kto w tym wszystkim nuci pochodzące od ojców pieśni uwielbienia… już jest szczęśliwy (por. Mdr 18,9; Łk 12,37).