Wyszukiwarka
Wyniki wyszukiwania:

Pragnienie sukcesu

Zdecydowana większość z nas ma wbudowane w swoją konstrukcję psychiczną pragnienie sukcesu. Chcemy się czymś pozytywnie wyróżniać spośród grona naszej rodziny, znajomych, chcemy budzić uznanie i szacunek naszego otoczenia, a może nawet podziw.

 

To pragnienie sukcesu jest bardzo pozytywną cechą, jeśli motywuje nas do rozwoju i pracy nad sobą. Istnieje niebezpieczeństwo, że może ono przybierać destrukcyjną formę (np. dążenia „po trupach” do celu, rozwoju postawy egoistycznej). Uważam jednak, że pomijając patologię, dążenie do sukcesu i jego osiąganie jest czymś dobrym i dostarcza pozytywnej satysfakcji. Nie powinniśmy więc traktować dążenia do osiągniecia sukcesu jako czegoś wstydliwego, jako czegoś, w co nie należałoby się zbytnio angażować. Tym bardziej, że nie ma ono należnego mu miejsca w naszej tradycji i kulturze chrześcijańskiej. Często wręcz umniejszamy swoje sukcesy kierując się fałszywie pojmowaną skromnością lub obawą przed wzbudzeniem czyjeś zazdrości. Czy słusznie?

Oferta Kościoła

Ewangelia Jezusa przedstawia optymistyczną i atrakcyjną drogę do osiągnięcia życiowego sukcesu. Jej atrakcyjnym i optymistycznym finałem jest osiągnięcie stanu pełnego szczęścia w niebie i bezpośrednie obcowanie z Bogiem. Katolik osiągający ten cel z pewnością jest człowiekiem sukcesu. Sukces ten jest jednak w pełni zrozumiały i oczywisty jedynie w kategoriach religijnych. Wskazuje on na zdecydowanie lepszą i bardziej optymistyczną perspektywę, niż zakończenie naszej egzystencji jako pokarm dla robaków lub wsad do pieca w krematorium.

 

Dla wielu z nas opisana wyżej obietnica metafizyczna, mimo swojej atrakcyjności, nie jest tak realna, jak doświadczenie drogi, którą mamy do przejścia w ciągu naszego życia. Borykamy się na co dzień z niepowodzeniami, które wydają się być częstszym doświadczeniem życiowym niż sukcesy.

 

Kościół głoszący Ewangelię ma jednak także w tym zakresie atrakcyjną ofertę. Wskazuje sposób na osiąganie sukcesów – również tych w rozumieniu świeckim. Co więcej, ta oferta uwzględnia fakt, że każdy człowiek jako byt stworzony przez kochającego go Boga, dysponuje odpowiednimi możliwościami, by osiągać życiowe sukcesy. Co więcej, praca (i osiąganie dzięki niej ziemskich sukcesów) może być także sposobem modlitwy i ostatecznie skutkować życiem wiecznym w niebie, w bliskości z Bogiem.

Katolicki (i nie tylko) sposób na sukces

Kościół przekazuje nam m.in. tę prawdę, że KAŻDY człowiek ma nadane mu przez Boga swoje indywidualne powołanie. To, że ma, nie oznacza, że je sobie uświadamia. To jest coś, co trzeba w sobie odkryć, a to wymaga wysiłku z naszej strony. Co więcej, nie wystarczy odkryć, ale jesteśmy zobowiązani do tego, by ten dar nieustannie pomnażać i rozwijać.

 

Mówiąc językiem świeckim, każdy z nas ma jakieś szczególne predyspozycje, jakiś wyjątkowy talent. Jeśli go w sobie odkryje i zacznie rozwijać, wówczas otrzymuje niesamowitą szansę na życie z pasją, na maksymalne wykorzystanie swego potencjału, talentów. Jednym słowem – na odnoszenie sukcesów. Ewangeliczna przypowieść o talentach mówi nam, że skala tego szczególnego daru otrzymanego od Boga jest różna dla poszczególnych obdarowanych nim osób. Niemniej, obdarowani są wszyscy. To po naszej stronie leży staranie się o odkrycie naszych własnych predyspozycji, talentów. To wymaga jednak wysiłku. Czasami ten dar uwidacznia się bardzo wcześnie w sposób dla wszystkich oczywisty (np. genialne zdolności muzyczne ujawnione już we wczesnym dzieciństwie, jak u Mozarta). W innych przypadkach nie jest to takie łatwe. Naszym zadaniem jest odkrycie tego daru i nie jest ważne, jak dużo czasu to nam zajmie. Tym pierwszym punktem na drodze dążenia do osiągania sukcesów życiowych jest odkrycie swoich szczególnych predyspozycji, zdolności, a mówiąc po chrześcijańsku – powołania.

 

Samo odkrycie własnych predyspozycji, a więc indywidualnego sposobu na optymalne dla siebie życie, jest jednak tylko warunkiem wstępnym do tego, byśmy wykorzystali swoją unikalną szansę na osobisty sukces(y). Pamiętamy, jak został potraktowany ten „szczęśliwiec” z przypowieści o talentach, który został obdarowany przez właściciela jednym talentem. Nie wystarczy go mieć, wiedzieć o nim i bezpiecznie go zachować. Trzeba go rozwinąć, powiększyć. To jest istota katolickiego pojmowania sukcesu. Trzeba dążyć do nieustannego rozwoju w pełni wykorzystując otrzymane od Boga dary; indywidualne zdolności, predyspozycje. Posługując się nimi, efektywnie zagospodarowując czas – kolejny dar udostępniony nam przez Boga – dążąc do nieustannego rozwoju i traktując pracę (zawodową również) jako realizację swojego indywidualnego powołania, jesteśmy „skazani” na sukces.

 

Czy takie podejście odnalezienia własnego, optymalnego pomysłu na życie, pracy, nie jest czymś, co możemy ofiarować Bogu w taki sam sposób, w jaki obdarowani talentami słudzy w przypowieściach przynieśli zwrot z tej inwestycji ich inwestorowi? Czy te sukcesy, również te zawodowe, nie są doskonałym darem dla Pana Boga, którego On oczekuje i za który szczodrze wynagradza? Przecież są one rezultatem realizacji zadania, jakie przed nami postawił i wykorzystania narzędzi, którymi nas obdarował.

 

Wspaniałe jest również to, że otrzymując najprzeróżniejsze dary i w pełni je wykorzystując, z myślą o realizacji Bożej woli, tworzymy harmonijny rozwój społeczeństwa, narodu, państwa. W ten sposób tworzymy jego dobrobyt, a co najważniejsze – przybliżamy Królestwo Boże już tu na ziemi. Mamy więc utalentowanych rzemieślników, naukowców, duchownych, menedżerów itp. Oni nie tylko odkryli swoje powołanie (predyspozycje), ale również je rozwinęli. Efektem takiej postawy jest zazwyczaj nie tylko sukces zawodowy, ale towarzyszy mu także efekt uboczny w postaci godziwych efektów finansowych.

 

Czyż to nie jest wspaniałe, że chrześcijańska propozycja podejścia do sukcesu daje szansę nie tylko na udaną karierę zawodową (robimy to, w czym się wspaniale sprawdzamy, to, co daje nam satysfakcję, pozwala na życie z pasją, zaangażowaniem), ale mamy z tego jeszcze zabezpieczony przyzwoity byt ekonomiczny i być może także indywidualną drogę do nieba?

Prezent na Boże Narodzenie

Zróbmy sobie prezent na Boże Narodzenie, bo przecież jesteśmy tego warci!

 

Podarujmy sobie w czasie Świąt kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt minut komfortowego wyciszenia, w wygodnym fotelu, przy dobrej kawie, spokojnej, relaksującej muzyce. Chrystus po raz kolejny przychodzi do nas z dobrymi wiadomościami. To zbyt mało czasu, byśmy mogli wsłuchać się we wszystkie. Ale wystarczająco dużo, by przyjrzeć się sobie i zastanowić, czy jestem (już) człowiekiem sukcesu, a jeśli nie, to dlaczego. Przecież to zależy ode mnie i mam w tym zakresie wsparcie najpotężniejszego Przyjaciela ze wszystkich możliwych do pozyskania.

podziel się:
Tadeusz Pietrucha Biolog molekularny, biotechnolog, profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Kieruje Zakładem Biotechnologii Medycznej UM. Animator rozwoju biotechnologii w Polsce - m.in. współtwórca 6 biotechnologicznych start-upów, założyciel portalu internetowego Biotechnologia.pl, forum naukowo-biznesowego BioForum. Członek Rady ds. Szkolnictwa Wyższego, Nauki i Innowacji przy Prezydencie RP. Aktualnie koncentruje się prowadzeniu prac badawczo-rozwojowych mających na celu wdrożenie analizy genomowego DNA do praktyki medycznej, jako jednego z narzędzi personalizacji medycyny. Założyciel Centrum Medycyny Spersonalizowanej CODE i działającej w jego ramach Kliniki Przyczynowego Leczenia Niepłodności. Pracuje nad zastosowaniem metody WES (Whole Exom Sequencing) w przyczynowym leczeniu niepłodności, diagnostyce i profilaktyce tego zaburzenia.