Przyjęło się, że 1 listopada nawiedza się tradycyjnie cmentarze, aby modlić się za zmarłych. Jednak w kalendarzu liturgicznym jest to uroczystość Wszystkich Świętych, natomiast dnia następnego przypada wspomnienie wszystkich zmarłych. O co w istocie chodzi w tych obchodach?
Od początku chrześcijaństwa ludzie doświadczali pomocy osób świętych. Już w Dziejach Apostolskich czytamy: „Wynoszono też chorych na ulicę i kładziono na łożach i noszach, aby choć cień przechodzącego Piotra padł na któregoś z nich. Także z miast sąsiednich zbiegało się mnóstwo ludu do Jerozolimy, znosząc chorych i dręczonych przez duchy nieczyste, a wszyscy doznawali uzdrowienia” (Dz 5,15-16). Bóg bowiem okazuje swoją moc również poprzez słabych ludzi, którzy uwierzyli w Niego i szukają Jego chwały. Wiara dzieje się w relacjach: w relacji z samym Bogiem i w relacji między ludźmi, również z tymi, którzy zakończyli już życie na ziemi i dziś dają odczuć swą życzliwą obecność z nieba. Nie dziwi więc, że Kościół wyznaje wiarę w „świętych obcowanie”.
Wspólnota Kościoła nie ogranicza się jedynie do wymiaru ziemskiego, ale obejmuje również ten chwalebny w niebie. W tej jedności i komunii dokonuje się wymiana dóbr duchowych, a ci, którzy już dostąpili pełni chwały, okazują wsparcie tym, którzy są jeszcze w drodze. W ten sposób ujawnia się moc i miłość Boga: „Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony” (J 3,17). Jak Jezus wybrał sobie uczniów, aby byli Jego świadkami i współpracownikami na ziemi, tak też i dziś powierza całym rzeszom swoich uczniów, których Kościół czci jako świętych, misję wspierania wszystkich, którzy zwracają się do nich o pomoc.
Dlatego Kościół obchodzi uroczystość Wszystkich Świętych, aby dziękować Bogu za nich razem, obejmując również tych, którzy nie zostali oficjalnie kanonizowani, ale są w chwale niebieskiej. To oni, ludzie z krwi i kości, którzy okazali się wierni Bogu, są nie tylko orędownikami, ale przykładem swojego życia wskazują drogę wiernym pielgrzymującym jeszcze na ziemi. Potwierdzają tym samym powszechne powołanie do świętości otwarte dla każdego człowieka. Stąd też uroczystość ta nie mówi o śmierci, ale o pięknym życiu w jedności z Bogiem i świętymi, przypominając, że świętość jest dostępna i możliwa dla każdego, kto tylko zechce odpowiedzieć na zaproszenie Boga.
Nawiedzanie grobów bliskich osób tego akurat dnia wydaje się podyktowane przede wszystkim względami praktycznymi, bo jest to dzień wolny od pracy. Warto mieć jednak świadomość, że to 2 listopada jest szczególnym dniem modlitw za zmarłych. Zresztą za nich dobrze jest modlić się codziennie, bo – jak każdy – potrzebują oni duchowej pomocy, która z jednej strony jest wyrazem wiary, a z drugiej miłości do tych, których szczęścia się pragnie. Tak uroczystość Wszystkich Świętych, jak i wspomnienie wiernych zmarłych, jest okazją do refleksji nad sensem życia, które tu na ziemi dla każdego wcześniej czy później się skończy, aby mógł rozpocząć się nowy etap, o którym zapewnia Jezus: „Niech się nie trwoży serce wasze” (J 14,1). „W domu Ojca mego jest mieszkań wiele” (J 14,2).
Dlaczego więc w te dni nie pomyśleć poważniej o własnej świętości? Patrząc na samego Jezusa i na ulubionych świętych, z których orędownictwa korzystamy, mamy więcej jasności, o co w tym powołaniu chodzi. To przede wszystkim pragnienie Boga, który chce nas mieć ze sobą przez całą wieczność. To również nasza odpowiedź, która dzieje się codziennie, bez zwlekania, bo nie wiadomo, ile czasu zostało. W duchowej wspólnocie ze świętymi, warto upewnić się raz jeszcze, że wiara i świętość dzieje się w relacjach. Potwierdza to bardzo praktycznie sam Jezus: „Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40). Tak właśnie czynili i czynią święci.