Wyszukiwarka
Wyniki wyszukiwania:
franciszkanizm | 102. rocznica śmierci o. Wenantego Katarzyńca

102. rocznica śmierci o. Wenantego Katarzyńca

W kronice klasztoru franciszkanów w Kalwarii Pacławskiej, pod datą 31 marca 1921 roku, kronikarz zakonny zanotował: „O. Wenanty Katarzyniec zmarł w Kalwarji 31 marca 1921 r. Tak wyglądały ostatnie chwile jego życia i budująca śmierć. Gdy choroba coraz więcej się wzmagała i nie mógł już Mszy świętej odprawić w kościele, prosił, by mu pozwolono odprawiać w chórze opalanym, niestety tak już był osłabiony, że tylko raz tam odprawił, musiał się położyć na łoże, z którego już się nie podźwignął”.

„W nocy dnia 23 lutego o godzinie pierwszej, dostał strasznego wybuchu krwi, który go tak osłabił, że na raczkach przyczołgał się do drzwi O. Gwardyana prosząc o zaopatrzenie świętymi sakramentami. Po zaopatrzeniu żył jeszcze miesiąc i 7 dni. Przez ten czas spowiadał się co tygodnia, a codziennie przyjmował Komunię świętą o godzinie 6:30. Podziwiać to trzeba było, szczególniejsze Jego umartwienie. Albowiem przez wszystkie noce trawiła go straszna gorączka, a więc i wielkie pragnienie, pomimo to, od 12 w nocy nie wziął do ust żadnego płynu, czekając na Pana Jezusa. Pewnego dnia przyniósł mu Gwanrdyan Komunię świętą, a gdy wszedł do celki chorego, tyle tam było dymu, iż ani chorego ani świeczek gorejących na stole nie było widać. Po wypuszczeniu dymu, zauważył Gwardyan twarz wypogodzoną i uśmiechniętą, chociaż dym jakikolwiek mu dokuczał, bo go pobudzał do kaszlu długiego i przykrego. Podczas całej choroby, miał zawsze wypogodzone oblicze, chociaż wiedział, że życie jego gaśnie. Pacierze kanoniczne odmawiał codziennie, chociaż z trudnością – codziennie odmawiał różaniec i odprawiał medytacje, a gdy już i tego nie mógł, prosił przełożonego, by mu braciszek czytał Pismo Świete i ustępy z książek duchownych. Zasnął w Panu dnia 31 marca o godz. 6 wieczorem”.

 

W przypadającą dziś 102. rocznicę śmierci o. Wenantego Katarzyńca, cichego bohatera codziennej świętości i przyjaciela św. Maksymiliana, zachęcamy do zapoznania się z jego krótką biografią.

 

Józef Katarzyniec, syn Jana i Agnieszki, urodził 7 października 1889 roku się w Obydowie – wiosce leżącej 46 km od Lwowa. Pochodził z ubogiej, chłopskiej rodziny. Na chrzcie otrzymał imię Józef. W szkole radził sobie dobrze, dlatego rodzice wysłali go do lwowskiego studium nauczycielskiego, wiążąc z tym nadzieje na lepszą przyszłość. Józef jednak miał inne plany. Po otrzymaniu świadectwa dojrzałości w roku 1908 wstąpił do Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych (franciszkanów).

 

W roku 1914 w Bazylice św. Franciszka w Krakowie o. Wenanty przyjął święcenia kapłańskie i udał się na swoją pierwszą placówkę duszpasterską do klasztoru w Czyszkach koło Lwowa. Jego gorliwość nie uszła uwadze wiernych, którym służył z oddaniem szczególnie w konfesjonale i na ambonie. Po roku został wybrany na magistra nowicjatu. Przybył więc do Lwowa, gdzie przez cztery lata oddawał się wychowywaniu najmłodszych zakonników. W tym samym czasie był także magistrem kleryków oraz wykładowcą filozofii, łaciny i greki. Nie szczędził swych sił również poza klasztorem, głosząc konferencje i rekolekcje dla sióstr, odwiedzając systematycznie chorych w szpitalu onkologicznym. Swą pracę ponad siły wspierał nieustannie głęboką modlitwą. Swoje troski powierzał Maryi, stając się entuzjastą i apostołem Rycerstwa Niepokalanej.

 

Z powodu gruźlicy przepracowany o. Wenanty musiał wyjechać na wypoczynek najpierw do Hanaczowa, a potem do Kalwarii Pacławskiej. I tu się nie oszczędzał. Mimo zimy wciąż wiele czasu poświęcał na spowiedź w nieogrzewanym przecież kościele. Choroba posunęła się tak dalece, że 31 marca 1921 roku zmarł.

 

Co po nim pozostało? Na to pytanie odpowiada o. Andrzej Zając: „Czego dokonał o. Wenanty? Cóż nadzwyczajnego było w tym człowieku? Co dziś może nas w nim zadziwiać?… Przykład życia o. Wenantego ukazuje wielkość codziennej, rzetelnej pracy, konkretnej, prawdziwej miłości. Ta konkretność – vera praxis (pisał o tym bł. Jan Duns Szkot – franciszkanin, filozof i teolog, obrońca prawdy o Niepokalanym Poczęciu NMP) – jest jedną z cech franciszkanizmu, którą Sługa Boży tak bardzo ukochał. Swoje obowiązki wypełniał z miłością, traktując całą swą pracę jak udział w wielkim dziele stworzenia. Nigdy jednak nie przysłoniła mu ona człowieka. Zawsze wychodził mu naprzeciw z pomocną ręką. W pracy dla innych zapominał o sobie (co odbiło się na jego i tak słabym zdrowiu). Swego zaangażowania nie ograniczał tylko do obowiązków, ale szedł z dobrocią tam, gdzie jej potrzebowano.

 

Nie oddawał się marzeniom o wielkich dziełach apostolskich, o misjach czy męczeństwie. Nie czekał aż nadarzy się okazja do niezwykłych dokonań. Powołanie do świętości realizował tam, gdzie się znajdował. Wiedział, że każde miejsce, w którym stawia człowieka Bóg, jest dobre do świadczenia o Chrystusowej miłości. […] O. Wenanty rozumiał, że w świętości nie chodzi o nadzwyczajność, ale o ukochanie Boga i człowieka w szarości i trudzie dnia. Swą postawą przypomina i dziś, że świat potrzebuje miłości na co dzień. Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie (1Kor 10, 31) – to prawda, z którą utożsamił się Sługa Boży. Sam mówił: Nie każdy może czynić rzeczy nadzwyczajne, ale każdy może spełniać swoje obowiązki…”.

podziel się:
Katarzyna Gorgoń