Czym tak naprawdę jest pokora? Używamy tego słowa, ale czy potrafimy w życiu być pokorni? Św. Franciszek potrafił. Odstąpił szopę, w której mieszkał z braćmi zwierzęciu – nie wdając się w awantury i nie mając do nikogo pretensji. Przeczytajcie koniecznie historię pobytu w szopie w Rivotorto.
Następnie Franciszek zaczął wędrować po miasteczkach i grodach, wszędzie głosząc kazania częściej i doskonałej, i to nie przekonywającymi słowami mądrości ludzkiej, lecz według nauki i mocy Ducha Świętego, z ufnością zwiastując Królestwo Boże. Był prawdziwym kaznodzieją Ewangelii umocnionym upoważnieniem Stolicy Apostolskiej; nie posługiwał się pochlebstwami i gardził artyzmem sztuki oratorskiej. Zanim bowiem zaczął przekonywać innych swoimi przemówieniami, rozpoczął nawracanie samego siebie, wprowadzając w czyn to, co miał głosić, aby prawdę Bożą przepowiadać z największą wiernością. Siła i prawda jego słów, których nie zawdzięczał żadnemu mistrzowi, wprawiała w podziw wszystkich, nawet mądrych i uczonych.
Wielu przychodziło, by go widzieć i słyszeć, jak człowieka z innego świata. Widziało się więc szlachtę i prostych wieśniaków, duchownych i świeckich, którzy za natchnieniem Bożym decydowali się iść śladami błogosławionego Franciszka i odrzucić wszelkie starania i marności tego świata, by żyć według jego nauki.
Szczęśliwy ojciec zatrzymał się wraz z synami blisko Asyżu, w miejscowości zwanej Rivotorto, gdzie znajdowała się jakaś szopa opuszczona przez wszystkich. Była tak ciasna, że z trudem mogli w niej usiąść lub położyć się. Bardzo często brakowało im tam chleba. Jedli tylko rzepę, którą otrzymywali z konieczności prosząc o jałmużnę. Mąż Boży wypisał imiona braci na belkach szopy, by ci, którzy chcieliby spać albo modlić się, łatwo znaleźli swoje miejsce, bez narażania innych mieszkających w tej ciasnej szopie na hałas i zakłócenia skupienia ducha.
Pewnego dnia, gdy bracia w niej przebywali, zjawił się jakiś wieśniak ze swym osłem, zamierzając się w niej zatrzymać. Obawiał się, że bracia go wyrzucą. W progu krzyczał na osła: „Wchodź! Wchodźże! To będzie szczęście dla tej szopy!”. Święty ojciec słysząc słowa i poznając zamiar wieśniaka, zasmucił się, zwłaszcza dlatego, że ten człowiek ze swym osłem narobił tyle hałasu i przeszkodził wszystkim braciom oddawać się modlitwie i trwać w skupieniu. Mąż Boży powiedział więc do braci: „Wiem, bracia, że Bóg nie powołał nas, byśmy dawali schronienie osłowi i zajmowali się zgiełkiem świata, lecz abyśmy raczej od czasu do czasu głosili drogę zbawienia i udzielali zbawiennych rad szczególnie zaś byśmy poświęcili się modlitwie i dziękczynieniu”. Opuścili więc szopę, by mogła służyć ubogim trędowatym. Stamtąd udali się do Matki Bożej z Porcjunkuli, w pobliżu której zamieszkiwali ongiś w mały domku, zanim otrzymali tenże kościół.
Relacja trzech towarzyszy 54-55