Fragment ten jest swego rodzaju globalnym rachunkiem sumienia braterskiego i dramatycznym wezwaniem do powrotu do własnej tożsamości, którą traci się z powodu zapomnienia o łasce początków, osłabienia gotowości do odpowiedzi na dar Ducha, przyjęcia łatwości przemijającej chwały oraz afiszowania się przynależnością do Zakonu, jako już wystarczającego powodu do bycia sławionym, obsługiwanym i honorowanym. Taki sposób myślenia i postępowania może udzielać się każdemu, nie tylko zakonnikom, bo odejście od ideału i pragnienia zachowywania go w codzienności grozi oportunizmem i nieautentycznością postępowania – pisze o. Emil Kumka.
Ojcze święty, niech mi wolno będzie dzisiaj podnieść do nieba lament na tych, co nazywają się twoimi. Wielu nienawidzi ćwiczenia się w cnotach; jeszcze nie trudzili się, a już chcą spoczywać; w ten sposób dowodzą, że nie są synami Franciszka, lecz Lucyfera. Bardziej obfitujemy w słabowitych niż w toczących boje, chociaż jako zrodzeni dla trudu, powinni oni życie swe traktować jako zmaganie się z trudnościami. Praca im się nie podoba, kontemplować nie mogą. Pomimo, że swoim osobliwym sposobem postępowania robią we wszystkim zamieszanie, to jednak nienawidzą strofujących w bramie (Am 5,10) i nie dadzą się tknąć nawet czubkiem palców. Zgodnie ze słowem świętego Franciszka bardziej dziwię się ich czelności, jako że w domu żyli w pocie czoła, a teraz bez pracy pasą się potem ubogich. Przedziwna to roztropność! Choć nic nie robią, zawsze sprawiają wrażenie zapracowanych. Znają pory na ucztę, a jeśli kiedy przyciśnie ich głód, zarzucają słońcu, że zaspało. Dobry ojcze, czy mogę uwierzyć, że te monstra ludzkie, są godne twej chwały? Ani nawet twego habitu! Tyś zawsze uczył, że w tym zwodniczym i mknącym czasie należy gromadzić bogactwa zasług, żeby nie trzeba było o nie żebrać w przyszłości. Oni, co nawet ojczyzny nie mają, potem pójdą na wygnanie. Choroba ta szerzy się u podwładnych, gdyż przełożeni patrzą przez palce; a przecież nie jest możliwe, żeby nie spadła na nich kara tych, których występki osłaniają (Mem 162).
Lament Tomasza, wyrażony w perykopie, która następuje bezpośrednio po fragmencie o pracy, jest bardzo symptomatyczny i bezpardonowy w oskarżeniach. Porównanie braci do dzieci diabła jest najostrzejszym potępieniem, jakie można znaleźć we franciszkańskich źródłach hagiograficznych. Według Tomasza są to osoby, które do niczego się nie nadają – poza jedzeniem i próżnowaniem. Wyzyskują innych braci i ubogich, popełniając najcięższy grzech w oczach św. Franciszka – okradanie najmniejszych i fałszowanie franciszkańskiego stylu życia. Ich przeznaczeniem jest piekło. Tomasz nie przebiera w słowach i nie wstrzymuje pióra, wyliczając ciężkie, jak kamienie młyńskie, zarzuty. Z sarkazmem, godnym najlepszych wzorców, stwierdza, że nawet słońce może być celem ataków tego rodzaju braci. Nie zatrzymuje się przed krytyką autorytetu i zadania przełożonych, którzy ponoszą największą odpowiedzialność za brak reakcji i upominania z powodu oportunizmu, chęci spokojnego życia we wspólnocie, lęku przed zrujnowaniem własnych wygód i przywilejów. Wszystko to wynika z porzucenia pracy i pozbawienia jej znaczenia w życiu franciszkańskim. Pedagogia św. Franciszka wskazywała na przeciwne postawy, które z żalem i bólem podkreśla pierwszy biograf, najwyraźniej obecne już w połowie lat czterdziestych XIII wieku, kiedy to powstawał Memoriał (1244-1247). Fragment ten jest swego rodzaju globalnym rachunkiem sumienia braterskiego i dramatycznym wezwaniem do powrotu do własnej tożsamości, którą traci się z powodu zapomnienia o łasce początków, osłabienia gotowości do odpowiedzi na dar Ducha, przyjęcia łatwości przemijającej chwały oraz afiszowania się przynależnością do Zakonu, jako już wystarczającego powodu do bycia sławionym, obsługiwanym i honorowanym. Taki sposób myślenia i postępowania może udzielać się każdemu, nie tylko zakonnikom, bo odejście od ideału i pragnienia zachowywania go w codzienności grozi oportunizmem i nieautentycznością postępowania.