jesteś na stronie franciszkanie.pl

Grudniowe, słoneczne i mroźne popołudnie. Duże miasto na południu Polski. Czasy przed pandemią koronawirusa. Mam dwie godziny do odjazdu pociągu. Postanawiam pospacerować po centrum miasta. Nastrój świąteczny, do Wigilii zostało kilka dni. Zresztą już po Wszystkich Świętych witryny i wnętrza sklepów wypełniają ozdoby kojarzone z Bożym Narodzenie, a ulice oświetlają kolorowe girlandy lampek. Z głośników płyną już bardzo osłuchane piosenki zimowo-świąteczne i trochę żal tych czasów, kiedy ta cała oprawa była zarezerwowana wyłącznie na czas Świąt Bożego Narodzenia. Jak bardzo czekało się wtedy na dzień, kiedy w domu pojawiała się choinka i można było ją przystroić, a potem nareszcie zaświecić. I kolędy miały swój czas i swoją wymowę, zwłaszcza kiedy śpiewano je na Pasterce, a wcześniej podczas wieczerzy wigilijnej.

Spacerując natrafiam na świąteczny kiermasz. Zapach grzanego wina, pieczonych kiełbasek miesza się z wielobarwnym tłumem i kolędami śpiewanymi przez dzieci, stojące z przejęciem na scenie w środku kiermaszu. Słodycze, swojskie wędliny, niekończące się stragany z bombkami i ręcznie wykonanymi ozdobami choinkowymi, świąteczne prezenty. Specjalnie wyeksponowana alejka z małymi i uroczymi scenkami zimowymi w szklanych gablotach. Niektóre ruchome, zdają się żyć własnym, odrealnionym życiem. Cierpliwie stoją w kolejce, aby przyglądnąć się temu szczególnemu widowisku. Trochę wyczuwa się nastrój bajkowy, jakby żywcem przeniesiony z dzieciństwa i wszyscy zarówno dorośli, jak i dzieci dajemy się porwać temu zachwytowi nad staromodnie ubranymi dziećmi, które w kółko ślizgają się na zamarzniętym stawie, z zapartym tchem oglądamy świąteczny pociąg, który jeździ w kółko oświetlając zimowy las. Zaglądamy do wiejskich domków, gdzie w oknach świecą się choinki, gospodynie ubijają masło, a starszy dziadek siedzi przy kominku paląc fajkę. Jeszcze warto choć na chwilę zatrzymać się przy saniach Mikołaja pełnych prezentów i śpiewającym dziadku do orzechów. Są i wesołe zwierzęta, psy i koty, owieczki i kozy, w radosnym tańcu, jak w ruchomych szopkach. I właśnie wtedy dociera do mnie pytanie, gdzie jest szopka, gdzie jest główny “Bohater” świąt?

 

Rozpoczynam poszukiwania i z coraz większym zdziwieniem odkrywam, że nie tylko nie ma tutaj betlejemskiej szopki, ale trudno w ogóle – pomiędzy bajkowymi krajobrazami, świecącym choinkami, młynami wodnymi, ośnieżonymi chatkami, latarniami – znaleźć jakikolwiek religijny element! W końcu znajduję mały kościółek czy raczej kapliczkę stojącą u stóp zalesionej góry, w oknach której świeci się światło, a na wieży kołysze się dzwon.

 

Odrywam się od bajkowego, zimowego świata zamkniętego w szklanych kulach i postanawiam szukać szopki betlejemskiej na kiermaszu. Po dłuższym poszukiwaniu z ulgą odgaduję skromną szopkę, stojącą na uboczu gwarnego kiermaszu. Słabo oświetlona, nie wydaję się obiektem często odwiedzanym. Święta Rodzina, pasterze i Mędrcy ze Wschodu – wszystko jak należy, a ponadto żywe zwierzęta: owce i kozy, przeżuwające pachnące siano i chętnie garnące się do ludzi. W pierwszym momencie zasmuca mnie ta znacząca dysproporcja, która chyba w symboliczny sposób oddaje problem, jaki od pewnego czasu mamy ze świętowaniem Bożego Narodzenia. Święta bez, albo obok narodzonego Chrystusa. Po chwili jednak uświadamiam sobie, że tak właśnie było. Chrystus urodził się na peryferiach ówczesnego świata, poza pałacami władców i możnych tamtego czasu. Odwieczne Słowo „przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli” (J 1, 11). Syn Boży przyszedł na świat w ubóstwie betlejemskiej groty, witany najpierw przez pasterzy; nierozpoznany, zwyczajny, ale Jego narodzenie zmieniło historię świata i zmienia ją do dziś. I tym, którzy Go przyjęli, „dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi” (J 1, 12).

 

o. Marek Fiałkowski OFMConv

podziel się:
Redakcja